Czekam na moment, w którym plany duszpasterskie zaczynać się będą od szukania miejsc, gdzie są najsłabsi spośród nas – tam przecież drzemią ukryte źródła, których Kościół tak bardzo dziś szuka.
Tę historię opowiedzieli mi przed laty bracia z Genui. Był tam zakonnik, już staruszek, który zajmował się kwestowaniem na potrzeby klasztoru czy ubogich – tak dawniej wyglądał fundraising zakonny. Pewnego razu kapucyna wędrującego po mieście łapie ulewa. Stoi więc cały przemoczony na przejściu dla pieszych. Kierowca eleganckiego samochodu zauważa go, zatrzymuje się przed przejściem i opuszcza szybę. Zanim jednak zdąży się odezwać, zakonnik, pochylając się, pyta: „Dziecko, nie potrzebujesz czegoś?”.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Zaskakujący finał tej historii może pomóc w odpowiedzi na to pozornie idiotyczne pytanie: po co iść do ubogich? Jak to PO CO? Przecież trzeba im pomóc! Tacy biedni ludzie! Zrobimy zbiórkę, przejrzymy nasze szafy, kupimy kanapkę, damy parę złotych – oni są w potrzebie, a my mamy to coś, czego im brakuje. Pozornie to oczywiste: o jałmużnie mówi Jezus, św. Paweł… Wielu wierzących dobrze zna te słowa: „Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom…” (2 Kor 8,14a).
Dar dla sytych
Znacznie mniej osób słyszy, co Paweł mówi dalej. Dalsza część tego zdania radykalnie zaburza bowiem powszechnie przyjęty obraz „dobroczynności”, która wydaje się mieć jeden określony kierunek: ode mnie, który ma – ku temu, który potrzebuje; ja daję – ty bierzesz; ja jestem silny, ja wiem, ja mam rację – ty przyjmujesz, jesteś wdzięczny i słuchasz; ja, pochylając się nad twoją biedą, głoszę ci prawdę o miłości i troskliwości Boga – ty masz się nią zachwycić. Nie zakłada się w tym obrazie jakichkolwiek sprzężeń zwrotnych.
Paweł natomiast kontynuuje: „…aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość” (2 Kor 8,14b). Równość, o której mówi apostoł narodów, nie wynika z tego, że bogaci podzielą się z biednymi albo, że jakiś współczesny Robin Hood zabierze pieniądze tym, którzy je mają i rozda je potrzebującym, a bilans się wyrówna. Paweł widzi tu raczej wymianę dóbr, rodzaj współzależności, wskazującej, że potrzebujemy siebie nawzajem.
Mówi on o dwóch „nadmiarach”. Pierwszy jest oczywisty – to nadwyżka dóbr materialnych u tych, którzy mogą się nią podzielić. Jest jednak jeszcze drugi, dość zaskakujący „nadmiar”: ubodzy mają coś, czego bardzo potrzeba tym, którym niczego nie brakuje. Czym jest więc ich bogactwo?
Papież Leon powie o tym tak: „Najubożsi są nie tylko przedmiotem naszego współczucia, ale nauczycielami Ewangelii. Nie chodzi o to, by «przynosić im» Boga, ale by spotkać Go przy nich. […] służba ubogim nie jest gestem wykonywanym «z góry ku dołowi», ale spotkaniem równych sobie, gdzie Chrystus się objawia i jest adorowany” („Dilexi te”, 79).
Bóg wprowadza na scenę historii najdziwniejszą kategorię proroków, jaką widział świat. Ubodzy, słabi – niewiele mówią, bo nie mają głosu, ale oni właśnie są zgrzytem w tym prawie doskonałym świecie
Henryk Cisowski OFMCap
Udostępnij tekst
Nie chodzi więc o kolejny event „dla kogoś”: o sytuację, w której wpadamy na godzinkę do schronisk i ogrzewalni, żeby coś wręczyć, ogłosić, poczuć się dobrze; żeby „im” powiedzieć, jak mają żyć, bo „my” wiemy lepiej, kim oni są i czego potrzebują. Nie chodzi o zrobienie sobie fotki i taniego PRu, ale raczej o budowanie takiej społeczności, w której „my” i „oni” to jedno. To raczej taki styl obecności i działania, który dostrzega i włącza. „Są oni «sprawą rodzinną». Są «naszymi»” („Dilexi te” 104).
Program z Nazaretu
Wiele toczy się dyskusji o kryzysie Kościoła w Polsce i o sposobach jego naprawy. Wierzę, że kiedyś zobaczę na „mapie drogowej” odnowy Kościoła takie miejsca jak szpitale, więzienia, noclegownie, ośrodki dla uchodźców – miejsca, gdzie się cierpi, gdzie się jest samotnym i wykluczonym.
Inaczej istnieje ryzyko – jak w przypadku tych biblijnych budowniczych – że w swoich ambitnych i mądrych planach powtórzymy jako Kościół błąd naszych poprzedników i odrzucimy najcenniejsze kamienie tej budowy: „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Stało się to przez Pana, cudem jest w oczach naszych” (Ps 118,22-23).
Plan już dawno został nakreślony, ścieżki przetarte – od dnia, w którym Jezus stanął w synagodze w Nazarecie, mówiąc: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana” (Łk 4,18-19).
Potrzeba było człowieka z Argentyny, aby o tym wymiarze Kościoła przypomniał – a amerykański misjonarz z Peru nie pozwala nam o tym zapomnieć.
„Tu jest Pan”
Kiedy jesteś na Wawelu, prawie zawsze wyślą cię do kąta – tam ma być miejsce „wawelskiego czakramu”. Wawel, jak każdy zamek, musiał mieć swoją legendę. Stawiano mnie więc pod ścianą, żebym poczuł coś w rodzaju przepływu energii: poza napadami śmiechu nic jednak przeze mnie nie przepłynęło.
Parokrotnie jednak przeżyłem coś, co porównałbym do doświadczenia patriarchy Jakuba, mówiącego: „Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem” (Rdz 28,16). Pierwszy raz zdarzyło mi się to, gdy byłem w więzieniu – wraz z grupą młodych ludzi przyjechaliśmy odwiedzić grupę skazanych. Te parę godzin rozmów i spotkań uzmysłowiło mi, ile tam się dzieje – w życiu, w sercach tych ludzi… Tylko resztki poczucia realizmu sprawiły, że nie zadałem nikomu pytania, czy nie można by dać się zamknąć na rok razem z nimi.
Drugie takie miejsce to wrocławskie schronisko „na Bogedaina” (schroniska są zazwyczaj na peryferiach, a to także peryferie mojej wiedzy: biskup Bogedain – kto to taki?). W schroniskowej kuchni robimy przetwory i trochę nam schodzi – kończymy przed północą. Wychodząc po cichu z budynku, mijam rzędy łóżek na korytarzu i śpiących na nich mężczyzn (brakuje miejsc w pokojach) – i znowu to czuję, to przychodzi samo: jest coś niesamowicie szczególnego w tym miejscu; to jak świątynia, gdzie czujesz, że otwiera się niebo.
Ostatnie święte miejsce to Instytut Onkologii w Gliwicach, którego byłem pacjentem – ileż tam nadziei, skrytego lęku i cierpienia, ale też i troski, czułości prostych gestów!
Mam wrażenie, że jako Kościół często nie doceniamy przemieniającej mocy tych i im podobnych miejsc, gdzie objawia się Chrystus, choć jest On głodny, nagi, chory czy w więzieniu; że unikamy prawdy o tym, że Chrystus ubogaca nas swoim ubóstwem (2 Kor 8,9). Czekam na moment, w którym plany duszpasterskie zaczynać się będą od szukania tych miejsc, gdzie są najsłabsi spośród nas – tam przecież drzemią ukryte źródła, których Kościół tak bardzo dziś szuka.
Wątpliwe CV?
Wiem, jak niełatwo zostać kapelanem schroniska dla osób bez domu – wcale nie z powodu nadmiaru kandydatów: w odmownej decyzji, którą otrzymałem, na pierwszym miejscu były procedury i przepisy prawa kanonicznego, a nie ludzie pozbawieni opieki duszpasterskiej… Ilu kapelanów szpitali ma czas, by usiąść przy łóżku chorego, być blisko w trudnym czasie? Znów wpadnie zagoniony proboszcz czy wikary na szybki obchód – „Przyjmuje ktoś Komunię?” – i leci do następnej sali. Kapelanem więzienia, które odwiedziliśmy (przebywało tam ok. 1500 osadzonych) był… proboszcz pobliskiej parafii.
Gdy Paweł chce powiedzieć Koryntianom, że jest prawdziwym apostołem Jezusa – o czym mówi? Ilu nawrócił? Jakich cudów dokonał?
Nie wiem, kto dziś napisałby coś takiego w swoim CV:
„Są sługami Chrystusa?… Ja jeszcze bardziej! Bardziej przez trudy, bardziej przez więzienia; daleko bardziej przez chłosty, przez częste niebezpieczeństwa śmierci. Przez Żydów pięciokroć byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości, … Któż odczuwa słabość, bym i ja nie czuł się słaby?… Jeżeli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości” (2 Kor 11,23-30).
Demaskatorzy grupowego narcyzmu
Franciszkanin Richard Rohr w swojej ostatniej książce „Łzy rzeczy” mówi, że „jedyną rzeczą bardziej niebezpieczną i powszechną niż narcyzm jest narcyzm grupowy”. Umiemy – pochlebcy i ci, którym się schlebia – trzymać się razem w takim symbiotycznym układzie: podziwiamy się i chwalimy się nawzajem, mamy sposoby, by uciszać niepokornych… Świetnie diagnozuje to Jezus, mówiąc o takich, którzy od siebie wzajemnie odbierają chwałę (zob. J 5,44).
Tymczasem Bóg wprowadza na scenę historii najdziwniejszą kategorię proroków, jaką widział świat. Ubodzy, słabi – niewiele mówią, bo nie mają głosu, ale oni właśnie są zgrzytem w tym prawie doskonałym świecie. Oni demaskują wszelkie pustosłowie i fasadowość religijności skupionej na ochronie własnego status quo. Obnażają prawdziwe intencje, priorytety, strach maskowany atakiem i niezdolnością do dialogu. Burzą pewność siebie tych, którzy przekonani są, że ich religijność jest oddawaniem chwały Bogu.
Zastanawiasz się czasem, dlaczego w Ewangeliach tyle miejsca poświęca się sporom Jezusa z faryzeuszami, saduceuszami czy uczonymi w Piśmie? Przecież wielu z pierwszych czytelników Ewangelii nie miało pojęcia, kim są ci ludzie (zob. Mk 7,3) – po co zajmować się kimś, kto jest znikającą z kart historii grupą społeczną czy religijną? A jednak właśnie oni stają się przestrogą dla kolejnych pokoleń wierzących, pokazując, jak autentyczne doświadczenie religijne może przekształcić się w tradycje i prawa, które nie mają z Bogiem nic wspólnego. „My mamy Prawo” (J 19,7) – i jesteśmy jego najlepszą wykładnią – „a ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty” (J 7,49).
Wierzę, że kiedyś zobaczę na mapie odnowy Kościoła takie miejsca jak szpitale, więzienia, noclegownie, ośrodki dla uchodźców – miejsca, gdzie się cierpi, gdzie się jest samotnym i wykluczonym
Henryk Cisowski OFMCap
Udostępnij tekst
Słabi i ubodzy to współcześni prorocy, którzy „rozwalają system”. Nie jest to walka z Prawem, ale o pewien sposób wykładni Prawa. Nie jest to walka z wartościami, ale walka o wartości prawdziwie ewangeliczne.
Przez tych ludzi
Gdy dzieliłem się z moimi braćmi z różnych części świata moim krakowskim doświadczeniem (mówią, że współtworzyłem Dzieło Pomocy św. Ojca Pio – ale ono także współtworzyło mnie), zawsze kończyłem w ten sam sposób. Ostatni slajd prezentacji zawierał cytat z Izajasza 53,5 – „w jego ranach jest nasze uzdrowienie” – a ja mówiłem, że nie wiem, w jaki sposób Pan Bóg planuje uratować jezuitów czy dominikanów (to moje dwa ulubione zgromadzenia), ale jestem przekonany, że franciszkanów ocali bycie blisko poranionej części ludzkości. Wtedy myślałem, że to jedynie franciszkańska droga, dzisiaj mam wrażenie, że to zaproszenie jest skierowane do szerszego ogółu.
Nie ma nic „szczególnego” w takim sposobie przychodzenia Boga – nie obiecam ci wzruszeń, głębokich myśli czy estetycznych wrażeń. Czasem jest dokładnie odwrotnie, ale… czyż nie chodzi o spotkanie z Nim?
Doskonale ujęła to w swojej ostatniej książce-świadectwie Elizabeth Gilbert:
„Bóg działa przez ludzi” – usłyszałam, kiedy pierwszy raz przyszłam na spotkanie tego programu (chodzi o 12 kroków).
Na początku zupełnie nie rozumiałam.
Przez TYCH ludzi? Naprawdę?
Przez tę grupę kłopotliwych, niespójnych, egoistycznych, chełpliwych, gburowatych, beznadziejnych, zdesperowanych, sprzecznych i irytujących istot – każdą z nich tak samo porąbaną i poobijaną jak ja.
Do tej sali wleczemy się jeden za drugim, strzepując z siebie deszcz. Ktoś od razu ma pretensje o zasady. Ktoś inny jest głęboko urażony tym, że ktoś ma pretensję o zasady. Ktoś pisze SMS-a albo plotkuje, kiedy zaczynamy modlitwę.
W sali zawsze jest za gorąco albo za zimno. Zawsze brakuje ulotek. A cała gromadka spóźnialskich wchodzi, szurając krzesłami i szeleszcząc plastikowymi torbami.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
I właśnie wtedy – w tej chwili, gdy zaczynasz sobie życzyć, żebyś był gdziekolwiek indziej w sobotni wieczór – mówczyni otwiera usta, by opowiedzieć swoją historię. I wtedy Bóg… po prostu przychodzi.
(E. Gilbert, „All the way to the river”, tłum. własne)
kapucyn, współzałożyciel i wieloletni dyrektor Dzieła Pomocy św. Ojca Pio w Krakowie. Obecnie jest dyrektorem Capuchin Community Services w Milwaukee (USA).